Wyścig po karnawał cz.1 – z Meksyku do Nicaragua

16 lutego 2013 / 04:51
5 komentarzy

/JASTRAB
Na początku winni jesteśmy przeprosiny, że tak długo musieliście czekać na kolejną historię z tej bardziej słonecznej części świata. Musicie nam wybaczyć. Wyścig to wyścig i skupiliśmy się na pokonaniu sporej części dystansu, w jak najkrótszym czasie, żeby spić zimną piankę z piwka jeszcze w karnawale. No bo czym jest Brazylia bez karnawału ?

Druga sprawa jest taka, że miłośnicy zdjęć będą sobie musieli tego posta podarować, bo ich tutaj nie ma. Cisnęliśmy mocno, na fotki czasu nie było, także obrazki pozostawiamy Waszej wyobraźni.

Jak już przeczytaliście w poprzednim poście, po naprawie motocykla Maxa w Acapulco mieliśmy się spotkać w Gwatemali w okolicach Antigua, gdzie od kilku dni oczekiwałem. Max spędził sporo czasu na granicy Meksyku z Gwatemalą więc postanowiliśmy przełożyć miejsce spotkania na El Salvador. Sprawdziliśmy w przewodniku gdzie w El Salvador jest najlepsza plaża. Wybór padł na Playa el Cuco. Dojechałem tam już po zmroku. Sama mieścina bardzo mała. Wydawało się że będzie problem z noclegiem. Pierwszy lokal jaki obejrzałem to w zasadzie mały pokój z toaletą i rozwieszonym obok hamakiem i jednym łóżkiem. No opcja średnia i w dodatku za 12USD. Dwójka małych chłopaków na rowerach skierowała mnie do hotelu nieopodal gdzie warunki były już bardziej cywilizowane. Nie wiem dlaczego ta lokalizacja została tak wysoko oceniona w przewodniku. Być może ciekawa jest okolica ale sama miejscowość to wioska rybacka z długa i szeroką plażą z czarnym piaskiem. Z niecierpliwością oczekiwałem na wiadomość od Maxa, który się nie pojawiał. Wiadomość nadeszła około północy. Max po batalii na granicy Meksyku z Gwatemalą i kilku godzinach dalszej jazdy znowu był przy granicy Gwatemali z Meksykiem. Wiedziałem że raczej spotkamy się dopiero jutro.

/MAX
Dokładnie, tak było:)! Do granicy Meksyku z Gwatemala dojechałem już dzień wcześniej i znając procedury miejscowych celników postanowiłem przekroczyć ja następnego dnia rano. Pozostało mi jedynie odebrać kaucje meksykańską ok400USD za wjazd własnym środkiem transportu, a ze była sobota to miałem okazje przejechać dodatkowe 200km i stracić 6 godzin w poszukiwaniu odpowiedniego punktu fiskalnego. Jak już mi się udało moglem przystąpić do wypełniania dokumentów urzędowych, następnie oplata w banku, którego pracownicy właśnie rozpoczęli przerwę obiadowa, a jak ja skończyli, swoja zaczęli celnicy. W dużym skrócie na tzw. ksero spędziłem cały dzień, wjeżdżając do Gwatemali po zmroku -co nie jest zalecane. Tym bardziej odradzane jest błąkanie się po Salvadorze, do którego dojechałem jeszcze tej samej nocy. Bez GPS, ale z mapa, tak dokładna jak globus próbowałem dojechać do umówionego z Lukasem miejsca. Niestety w stolicy pobłądziłem i po kilku obrazkach z życia nocnego postanowiłem zbunkrowac się w motelu dla świeżo zakochanych. Następnego dnia, kontynuowałem moja wesołą wycieczkę, bez narzędzi z tzw. zestawem McGaywera – scyzoryk + taśma Powertape, miałem szczęście motocykl dotoczył sie bez większych problemów.

/JASTRAB
Tak więc ostanowiliśmy spotkać się tuż przed granicą El Salvador i Hondurasu. Jako że z Playa el Cuco nie miałem daleko zjawiłem się na granicy pierwszy, posiedziałem na krawężniku i po chwili usłyszałem pomruk nadjeżdżającej Tenery. Miły był to dźwięk, po tym, jak ostatni raz widziałem ją rozłożoną na pierdylion części. W tym momencie

Po krótkim powitaniu i wymianie ciekawszych historii z tych dni w odosobnieniu, przystąpiliśmy do realizacji planu wyścigu AS RACE. Jak więc wyglądał pierwszy wspolny odcinek ?
Do pokonania mieliśmy 4 kraje: Honduras, Nicaragua, Costa Rica i Panama. 4 kraje to 8 wizyt u służb granicznych na wjeździe i wyjeździe z każdego kraju. Mając na uwadze że każda wizyta to obowiązkowo urzędnicy imigracyjni oraz celni, daje nam to minimum 16 różnych okienek. Minimum, ponieważ zawsze trzeba coś skserować, czasami zapłacić za pryskanie motocykla „jakimś czymś” pod pretekstem dezynfekcji i często wykupić ubezpieczenie. Okienek więc jest sporo do odwiedzenia a wcale nie jest łatwo je znaleźć. Zamieszanie na całego. Przed każdą z granic nadbiegają do Ciebie ze wszystkich stron pomocnicy – ludzie, którzy za opłata kilku dolarów prowadza za rękę od okienka do okienka. Mimo że mieliśmy wydrukowaną z forum Horizons Unlimited ściągę z tych granic, napisaną przez człowieka który przekraczał je kilka dni przed nami, nie było łatwo. Warto skorzystać z tych pomocników szczególnie jeżeli Wam się spieszy.

Dlaczego piszemy że warto? Otóż na granicy z Hondurasem pomocnika nie wynajęliśmy, no bo przecież mamy ściągę i wszystko wiemy. Tak wszystko wiedzieliśmy, że zawrócił nas już pierwszy napotkany patrol policyjny, który poinformował nas że minęliśmy urząd imigracyjny i celny. Rzeczywiście budynki były gdzieś wtopione między sklep spożywczy i sklep ze śrubkami. Nie jest trudno je ominąć. Opłaty za import tymczasowy motocykla do danego kraju opłaca się w banku a nie u celników. Jak wiemy banki w niedziele są nieczynne. Waszej wyobraźni pozostawiam w jaki dzień przekraczaliśmy tą granicę. Pani skasowała nas więc kilka dodatkowych dolarów za to, że w poniedziałek będzie musiała zedrzeć trampki, w podróży do banku, w naszym imieniu. Niedziela to nie jedyny problem. W tą wyjątkową niedzielę na całej granicy nie było prądu, co wszystkim pracy nie ułatwiało. Po konieczne ksera dokumentów Max musiał wrócić na stronę El Salvadoru. Ostatecznie udało się, ale na nastepna wyprawe wybierzemy sie z wlasna kserokopiarka umiejscowiona zamiast kufra centralnego.

Honduras na odcinku, którym pokonywaliśmy nie jest duży, więc stosunkowo szybko pojawiliśmy się na granicy z Nicaraguą. Tuż przed granicą potwierdziło się zdanie z „pogranicznej ściągi”, mówiące o tym, aby dobrze napompować opony ponieważ w Hondurasie nie jest kwestią czy wpadniesz w dziurę lecz kiedy wpadniesz w dziurę. Potwierdzamy – prawda, ale tylko przed samą granicą z Nicaraguą. Procedury na tej granicy poszły w miarę sprawnie. W miarę, ponieważ 2-3h to wciąż czas który można poprawić. W Nicaragua nocleg spędziliśmy w ciekawym miejscu, w pokoju z tarasem z widokiem na jezioro. Brzmi jak pięciogwiazdkowy hotel ? Tak, brzmi nieźle ale wyobraźcie sobie że z drugiej strony pokoju nie ma wyjścia do holu czy patio czy czegoś w tym stylu. Otóż z drugiej strony wychodzimy wprost do prywatnego garażu. Takie garaże zamykane są lub zakrywane zaraz po tym, jak się w nim znajdzie samochód z pewnym parką, która nie do końca chce aby zdradzona została jej tożsamość. Ponownie Waszej wyobraźni pozostawiam cel ich wizyt w tym „hotelu”. No cóż, było późno w nocy więc zostaliśmy. Następnego dnia ruszyliśmy do Costa Rica, o czym w następnym odcinku…

Podziel się:
Kategorie: El Salvador, Gwatemala, Honduras, Meksyk, Nicaragua
 

Komentarze (5)

Wspierają nas