Na szlaku powrotnym…

17 stycznia 2013 / 03:29
7 komentarzy

Powrót z Jukatanu rozpocząłem jeszcze w meksykańskim mieście Tulum. Samo miasto nie robi większego wrażenia. Całe życie koncentruje się tam wokół jednej głównej ulicy. Tam też jest Weary Hostel, w którym się zatrzymałem. Fajna atmosfera, ale nie liczcie na to że się tam wyśpicie. Co wieczór jest tam impreza przy różnych dźwiękach. W Tulum chodzi jednak o okolicę, która wypełniona jest jaskiniami zalanymi wodą zwanymi „cenote”. Z grupą zwariowanych Australijczyków odwiedziłem Cenote Dos Ojos, będących trzecim na świecie pod względem długości systemem podwodnych jaskiń (łączna długość 57km). Można tam nurkować z profesjonalnymi przewodnikami ale również świetnie bawić się z samą rurka i płetwami. Warto zaopatrzyć się w wodoodporna latarkę. Niestety zdjęć jaskiń nie posiadam, także zainteresowanych odsyłam do wyszukiwarki Google lub kas Polskich Linii Lotniczych.

W Tulum są również pozostałości po cywilizacji Majów. Same ruiny miasta nie są tak imponujące jak, wcześniej odwiedzone Chichen Itza, ale o ich wyjątkowości stanowi lokalizacja. Ruiny miasta są tuż przy oceanie. Turkusowa woda, biały piasek i wysokie klify o które rozbijają się fale a na ich szczycie ruiny. To sprawia niesamowite wrażenie. Tulum było ważnym portem na szlaku przybrzeżnej żeglugi Majów, a przez jego bramy przechodziły towary z odległych krajów Ameryki Środkowej.

Z Tulum udałem się do Belize. Ten kraj żyje w rytmie reggae. Już na granicy witają mocno wyluzowani Afroamerykanie. Przed wjazdem trzeba pamiętać o zakupieniu ubezpieczenia pojazdu, poza standardowa procedurą imigracyjną i celną. Taka przyjemność kosztuje 35USD. Wszyscy w Belize mówią po angielsku. Ten kraj, jak doczytałem w przewodniku, w każdym aspekcie wyróżnia się spośród pozostałych krajów Ameryki Środkowej. Jest mu bliżej do klimatu karaibskiego niż latynoskiego. Życie płynie wolniej, czego mogłem doświadczyć w dwóch odwiedzonych miejscowościach Corozal oraz Hopkins Village. Przy linii brzegowej Belize rozciąga się, druga co wielkości na świecie rafa koralowa. Można ją podziwiać wyskakując na nurkowania z jednej z licznych małych wysepek bez dróg i prądu. Na lądzie, w górach Maya, spotkać można wciąż potomków cywilizacji Majów mówiących w języku tego ludu. Belize to ciekawe miejsce na mapie.

Szlak powrotny miał zakończyć się w Gwatemali. Wjazd do tego kraju to koszt ok 21USD za dokument pozwalający na tymczasowy import motocykla, ok 2USD za dezynfekcję opon ogrodowym spryskiwaczem do kwiatków oraz walka o jak najlepszy kurs wymiany waluty Belize na walutę Gwatemali. Przy granicy panów chętnych do zamiany kręci się sporo i każdy kurs ma inny więc warto poświęcić chwilę na kilka rozmów. Pierwszym przystankiem był Park Narodowy Tikal z rozległymi ruinami w sercu dżungli. Jest tam sporo chodzenia ale w odróżnieniu od Meksyku, można wchodzić na budowle. Nie jest to możliwe jedynie w przypadku dwóch głównych piramid – „Temple of the Great Jaguar” oraz „Temple of The Mask”. Klimat w Tikal jest nienajgorszy. Polecam.

Z Tikal teleportowałem się o 630km prosto do Antigua i gdzieś tutaj znowu łączymy z Maxem siły we wspólnej wyprawie do celu. Koniec wycieczki! Drugi motocykl prawie gotowy więc to już kwestia godzin i zwijamy asfalt (no chyba że będzie błoto)! Trzymajcie kciuki! Joł!

Podziel się:
Kategorie: Antigua, Belize, Cenote Dos Ojos, Gwatemala, Hopkins Village, Jukatan, Meksyk, Tikal, Tulum
 

Komentarze (7)

Wspierają nas