Kontrola jakości wysp Tajskich

19 listopada 2012 / 13:31
9 komentarzy

Jako że należymy do tej grupy osób, która znakomicie czuje się w środowisku „palma, piasek, plaża”, nie mogliśmy sobie odmówić kontroli jakości tych trzech czynników na wyspach Tajskich. Ale od początku…

Z Bangkoku ruszyliśmy na południe z planem spędzenia kilka dni na wyspach Koh Tao, Koh Phangan oraz Koh Samui. Wyruszyliśmy dosyć późno i zdołaliśmy przed zmrokiem odjechać ok 130km do małej miejscowości, której nazwę podsunął nam spotkany wcześniej na autostradzie sąsiad zza naszej południowej granicy – Czech Thomas na BMW 1200GS. Kolega Thomas, po kilkunastu latach spędzonych w USA na przygotowywaniu software dla Garmina, stwierdził że skoro może mieszkać w USA i pracować lub mieszkać w Tajlandii i nie pracować, to wybór opcji drugiej jest nieco lepszy. No nie zdziwiliśmy się. Tak więc po krótkiej wycieczce ze stolicy Tajlandii w końcu dotarliśmy na długo oczekiwana plażę. Tego wieczoru woda była świetna choć wiedzieliśmy że najlepsze dopiero przed nami.

Kolejnego dnia poznaliśmy co to znaczy monsun. Totalnie przemoczeni dotarliśmy do portu, z którego chcieliśmy przeprowadzić desant na wyspę Koh Tao a potem na dwie kolejne, ale okazało się że musimy nieco zmodyfikować plany. Można rzec, że monsun „rozmył” nasze początkowe plany ale rozmył tez kurz i brud z naszych kombinezonów, które już nie przypominały nieczyszczonych latami ciuchów mechanika portowego. W porcie Chumphon powiedziano nam że owszem możemy popłynąć z motocyklami na Koh Tao ale nie damy rady przebić się na kolejne wyspy. Postanowiliśmy zaatakować więc od drugiej strony – od wyspy Koh Samui. Następnego ranka, w dniu w którym to nasze opony i stopy miały dotknąć pierwszej z wysp, zapakowaliśmy motocykle, rzuciliśmy okiem na łańcuchy i stwierdziliśmy że potrzebują porządnego smarowania. No ale lubrykant był już gdzieś na dole kufra, a przecież jeszcze jeden dzień bez smaru nie zrobi różnicy. Zrobił. Znowu w deszczu jechaliśmy nie za szybko w poszukiwaniu śniadania. W pewnym momencie straciłem obrazek Maxa w tylnych lusterkach. Od jakiegoś czasu nie używamy intercomów, bo jest z jednym problem a czasu na wymianę na zapasowy oczywiście brak, więc zmuszony byłem podróżować pod prąd autostradą. Na szczęście czasami robią to lokalesi na skuterkach, więc jest spora szansa że nic w Was nie wjedzie przy takim manewrze ale generalnie nie polecamy. Kilkaset metrów wcześniej, przed zakrętem, stał zaparkowany osiołek z nawiniętym pękniętym łańcuchem. Łańcuch wytrzymał 19tys. km. Szczęśliwie Max nie zaliczył gleby na zblokowanym kole i jakoś udało mu się dotrzeć na pobocze. Szczęście tego dnia nas nie opuszczało. Kiedy rozważaliśmy przy kawie w pobliskim barze co robić dalej, wobec braku spinki i narzędzia do rozkuwania łańcucha, zjawił się nasz wybawca . Miał on trzy bardzo istotne rzeczy: przyczepę, stary łańcuch w tym samym rozmiarze co nasz i kumpla mechanika. Może dwie godziny później osioł Maxa miał już nowy „stary” łańcuch ale nie było wyboru. Zerwany nie nadawał się do ponownego użycia. Wieczorem zmieniliśmy na nowy w salonie Kawasaki i już następnego dnia mogliśmy delektować nasze oczy widokiem pierwszej z obranych za cel wysp – Koh Samui.

Co robiliśmy na wyspach ? Relaks, relaks i jeszcze raz relaks no i kontrolowaliśmy jakość oczywiście. Długo czekaliśmy na ten moment, przez wzgląd na półmetek wyprawy i odczuwalne zmęczenie. Może nawet nie tylko fizyczne ale i psychiczne. Chcieliśmy zapewnić ukojenie obu tym stanom. Na trzech wyspach spędziliśmy chyba 12 dni. Jako że jesteśmy piękni i młodzi na Koh Samui zatrzymaliśmy się w najbardziej tętniącej życiem okolicy – plaży Chaweng. Na Koh Phangan zatrzymaliśmy się na plaży Haad Salad – zdecydowanie bardziej wyciszonej okolicy. Sama plaża jest nieduża ale położona w mistrzowskiej zatoce. Jest przy niej również niewielka rafa gdzie z pomocą wypożyczonej od Francuskich nurków masce i rurce pooglądaliśmy sporo różnych gatunków morskich żyjątek. Nie odmówiliśmy sobie również udziału w owianej sławą Full Moon Party. I ostatecznie Koh Tao gdzie nie mogliśmy dostać się z własnymi motocyklami więc wypożyczyliśmy dwa biało-niebieskie „gixxery” na offroadowych gumach. Świetnie chodziły po piasku. Na Koh Tao mieliśmy ochotę na rekina wielorybiego ale bez papierka PADI niestety nie chciano nas zabrać. Musieliśmy zadowolić się dwoma nurkowaniami na rafach tuz przy wyspie i było świetnie. Zabiliśmy wodoodpornego Nikona. Wiemy jak bardzo czekaliście na te zdjęcia więc koniec czytania. Zapraszamy do galerii…

Podziel się:
Kategorie: Koh Phangan, Koh Samui, Koh Tao, Tajlandia
 

Komentarze (9)

Wspierają nas