Wyścig po karnawał cz.2 – z Costa Rica do Panama

19 lutego 2013 / 10:00
jeden komentarz

Przyszedł czas na Costa Ricę. Na granicy ponownie rzesze chętnych do pracy za 3 USD z dwoma „gringo” na motocyklach. Costa Rica, podobnie jak wcześniejsza Nicaragua zaskoczyły nas świetnymi krajobrazami, nie najgorzej prezentującymi się w świetle zachodzącego słońca. Późne popołudnie, na około godzinę przed zachodem, okazało się doskonałym momentem na przejazd przez kraje, w którym nie spędziliśmy zbyt dużo czasu. Przed samym wieczorem do listy tych małych wkurzających rzeczy w motocyklu, które się psują dopisaliśmy przednie światło drogowe w jednej Tenerze (Łukasza). Wcześniej w Gwatemali zrobiło się spięcie przy gnieździe żarówki H7. Gniazdo zostało wymienione na nowe ale i to nie wytrzymało tempa. Było zbyt luźne, kabelki za długie, zwarły się, zgrzały, zrobiło się kolejne spięcie i od tamtego momentu, po wymianie bezpiecznika, podróżowałem już tylko na „długim”. W Costa Rica zatrzymaliśmy się w miejscowości Jaco. Tego dnia padł rekord wyprawy – 806km w jeden dzień wraz z dwoma przejściami granicznymi. Jako że w Jaco trafiliśmy do mocno surferskiego hostelu, wypożyczyliśmy dwie deski i rankiem oddaliśmy się temu sportowi. Poziomu nie nazwał bym mistrzowskim no ale Polska to nie Hawaje a zbyt dużo nie trenowaliśmy. Mimo tego zabawa gruba. Rankiem w Jaco spotkaliśmy rodaków o podobnych do naszych zainteresowaniach, skupionych wokół sztuk walk z zaprzyjaźnionego klubu Copacabana Warszawa. Pozdrawiamy Kubę, Alicję, Pawła oraz Maćka! Znajomi sprzedali nam info o dobrej miejscówce na śniadanie. Na śniadanie nie zdążyliśmy więc ten dzień rozpoczęliśmy lunchem, po którym ruszyliśmy do Panamy.

Panama to przede wszystkim walka z pogranicznymi procedurami. Mimo pomocnika spędziliśmy tam okrutnie długo czasu. Granice opuściliśmy już po zmroku. Do miasta Panama pozostało sporo ale wiedzieliśmy, że ostatnie 200km to już autostrada. Decyzja zapadła – jedziemy! No i jedziemy i jedziemy, grzecznie wyprzedzając co się da, na podwójnej ciągłej, jak się zdarza. Za jednym z zakrętów ustawił się patrol policji na dwóch motocyklach. Niestety manewry zauważył. Zastanawialiśmy się jak się cała sprawa zakończy. Negocjacje trwały aż do momentu kiedy miejscówkę opuściły wszystkie zatrzymane przez ten patrol samochody. „Nieoboligatoryjne” 10 USD dla dwóch panów na tzw. kawę/napój i znowu jechaliśmy.

Z miasta Panama mieliśmy przedostać się do Kolumbii. Początkowo był plan aby przepłynąć jachtem. Jachtem dlatego, że pomiędzy Panamą a Kolumbią nie pływają żadne promy, więc właściciele co większych a nawet i tych małych jachtów, zabierają na pokład po kilka (3-5) motocykli i organizują przeprawę. Płynie się ok 5 dni odwiedzając po drodze wyspę San Blas gdzie przy kolacji można poznać kulturę lokalnej ludności Kuna. Zainteresowanie jest spore gdyż motocyklistów na tej trasie nie brakuje. Wszystkie jachty zarezerwowane są na kilka tygodni w przód. Słyszeliśmy historie o tym, że całość można załatwić na miejscu i taniej niż poprzez rezerwacje (a ta wynosi ok 1000USD za motocykl oraz kierowcę) ale z braku czasu zdecydowaliśmy się na samolot. Dodatkowo przekonał nas druzgocący raport z przeprawy popularna łodzią Independence, umieszczony na forum Horizons Unlimited. Tak więc, zaraz po dotarciu do miasta Panama zainstalowaliśmy się w motelu obok lotniska aby rankiem następnego dnia rozpocząć procedury.

Akcja na lotnisku to komedia w czystym wydaniu. Pan, który zajmował się pakowaniem motocykli do wysyłki został ochrzczony Speedy Gonzales bo pracował w mocnym pospiechu, słabo przemyślanym a i wyglądał komicznie. Widząc jak pracuje on, a jak pracowali przy tym samym Tajowie, byliśmy nieco zaniepokojeni. My mogliśmy zapomnieć, ale kiedy on po zapakowaniu obu motocykli zapytał czy odłączyliśmy akumulatory, z miną jakby zobaczył ducha przy swoim szefie, powstrzymywaliśmy salwy śmiechu i płaczu jednocześnie. Skinęliśmy głowami w geście „Tak, oczywiście” i zastanawialiśmy się czy Tenery nie spłoną w powietrzu.

Nadszedł czas na zwiedzanie Panamy. Zatrzymaliśmy się w popularnym hostelu Luna’s Castle w historycznej dzielnicy Casca Viejo, więc siłą rzeczy zwiedzanie dzielnicy poszło na pierwszy ogień. Casca Viejo to imponujące połączenie walących się ruin sąsiadujących z świetnie odrestaurowanymi kamienicami. Byliśmy również świadkami sporego pożaru, który pochłonął kilka budynków. Z wybrzeża Casca Viejo rozciąga się imponujący widok na panoramę wieżowców w dzielnicy biznesowej miasta Panamy. Nie gorszy widok, mogliśmy podziwiać z tarasu na 62 piętrze hotelu Hard Rock, gdzie imprezę organizował były student Maxa (Akademii Capoeira w Poznaniu) – Michał razem z zaprzyjaźnionym Brazylijczykiem Victorem oraz Ania. Pozdrawiamy! Chłopaki pokazali nam Panamę wzdłuż i wszerz, kończąc na wizycie w Kolumbijskim kasynie. Nie mogliśmy również nie odwiedzić Kanału Panamskiego, który w szczególności zainteresował nas swoją historią oraz znaczeniem dla handlu światowego.

Z Panamy polecieliśmy do stolicy Kolumbii – Bogoty, skąd kontynuowaliśmy wyścig po karnawał na kontynencie Ameryki Południowej. Ale o tym w następnym odcinku…

Podziel się:
Kategorie: Costa Rica, Panama, Panama Canal
 

Komentarz (1)

Wspierają nas