Lahore – pożegnania z Pakistanem ciąg dalszy

29 października 2012 / 17:05
3 komentarze

Lahore okazało się bardzo ciekawym punktem naszej podróży, nie ze względu na samo miasto ale bardziej przez wzgląd na ludzi, których tam poznaliśmy.

W Lahore planowaliśmy zatrzymać się u dobrego człowieka, do którego kontakt dali nam jego przyjaciele – motocykliści spotkani w Eagless Nest. Wykonaliśmy więc telefon zaraz po dotarciu do miasta i po chwili przyjechał po nas kierowca wciąż zagadkowego człowieka. Adnan okazał się właścicielem bardzo dobrze prosperującej na skalę międzynarodową firmy, zajmującej się szeroko pojęta grafiką. Zaczynają od projektu loga lub reklamy produktu, a kończą na tysiącach wydrukowanych katalogach produktów, opakowaniach lub dowolnych materiałach reklamowych. Adnana poznaliśmy w siedzibie jego firmy. Może zabrzmi to dziwnie, ze względu na fakt że troszkę od pracy uciekliśmy, ale biuro w którym zostaliśmy przyjęci było zaprojektowane i urządzone w taki sposób że rzeczywiście chciało się tam pracować. Byliśmy zdziwieni, że obaj odnieśliśmy podobne odczucia na wyprawie motocyklowej, ale rzeczywiście tak było. Być może to też trochę zboczenie wyniesione z uczelni ekonomicznej, na której właśnie powstają w głowie wszelkie wizje sukcesów. Taką wizją zostaliśmy uraczeni w Pakistanie przez człowieka, który swój interes rozpoczynał z kwotą 1600USD a doszedł naprawdę daleko.

Adnan czekał na nas w biurze, jak się później okazało, z mocno zwariowanym przyjacielem oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rankiem następnego dnia dołączyło kilka kolejnych osób – wszyscy poza jednym, byli pasjonatami motocykli typu „cruiser”. W grupie był jeden Harley-Dawidson więc musimy to zaznaczyć bo to przecież nie „cruiser” tylko Harley. Pojechaliśmy na „cruising” po obwodnicach Lahore aby ostatecznie dotrzeć do domku naszego gospodarza poza miastem na śniadanie. Co nas zdziwiło niedzielne poranki są wyjątkowo spokojne na pakistańskich drogach. Większość panów, z którymi jechaliśmy, pochodziła ze środowiska biznesowego i ich jeżdżenie ogranicza się do takich niedzielnych wypadów. Obowiązki skutecznie ograniczają im czas spędzany w siodle. Nie zmienia to faktu, że oczywiście marzą o dalekiej podróży i od jakiegoś czasu planują przyjechać do Europy. Spędziliśmy z Adnanem i jego najbliższymi przyjaciółmi kilka bardzo ciekawych wieczorów. Myślimy że byliśmy dla nich, w pewnym sensie, dodatkową motywacją do uskutecznienia marzenia o własnej wyprawie. Skoro my przyjechaliśmy z odległej Europy do nich to znaczy że oni mogą to zrobić „w drugą stronę”.

Osobą, której nie można pominąć był Muhammad. Muhammad to osobnik, który pomógł nam w zdobyciu zaproszenia do Pakistanu niezbędnego do otrzymania wizy. Bez jego pomocy byłoby to trochę trudniejsze. Oczywiście jest bardzo zadowolony z każdego nowo poznanego podróżnika, więc jeżeli ktoś z Was już się tam wybiera to śmiało do nasz piszcie i damy Wam kontakt. Muhammad nie jest zamożnym człowiekiem ale to miłośnik motocykli w najczystszej postaci. Chyba nikt nie zrobił tyle kilometrów po Pakistanie ile on. Ma na swoim koncie kilka podróży o charakterze charytatywnym, którymi pomagał między innymi głuchym dzieciakom. Jego wyczyny szeroko opisywały Pakistańskie media na tyle, że został dostrzeżony przez amerykańską przedstawicielkę kongresu, która to zaprosiła go na konferencję do USA. Niestety nie pamiętamy czemu była poświęcona ale nie to jest sednem tej historii. Wyobraźcie więc sobie teraz Pakistańczyka przy okienku w ambasadzie USA, starającego się o wizę. Muhammad otrzymał oczywiście standardową serie pytań dziwnej treści oraz masę innych przez wzgląd na jego pochodzenie. Został doprowadzony do takiego stanu, że w końcu powiedział miłemu Panu że on kocha swój kraj, że to nie on chce jechać do USA tylko USA zaprosiło jego i żeby ten Pan skontaktował się z Panią z Kongresu, przez której zaproszenie musi tracić czas przy tym okienku. Po tej serii zdań zabrał paszport i wrócił szczęśliwy do domu. Nie wiemy jak potoczyły się losy Pana z okienka.

Muhammad dołączył do nas już pierwszego poranka i również uczestniczył w „cruisingu”. Byliśmy trzema ambasadorami Yamahy Tenere w całym gronie. Jeszcze tego samego wieczora przedstawił nas w członkom Pakistan Bikers Club. Wśród nich, właściciel hurtowni spożywczej i jednocześnie kolekcjoner zabytkowych monet, które to przekazywane są w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie. Kiedy dowiedział się że niektóre z jego monet warte są kilkanaście a nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów zorientował się że jest bogatym człowiekiem. Planuje przekazać część kolekcji na aukcje w Europie lub USA, gdzie ich wartość jest o wiele wyższa niż w Pakistanie i całość zdobytych środków przekazać na cele charytatywne. Poznaliśmy również właściciela komisu luksusowych samochodów, który dzieli swoje uczucia pomiędzy dwa a cztery kółka. Na swoim koncie ma, podobnie jak Muhammad, mnóstwo podróży po Pakistanie. Na motocyklu podróżuje solo. Był pod wrażeniem że wjechaliśmy aż nad samo jezioro Rama Lake. Wcześniej był tam samochodem terenowym.

Wszystkie te osoby sprawiły że mało ciekawe Lahore, no może poza starożytnym Wall City, nabrało kolorów. Kilka spędzonych tam dni wspominamy bardzo miło. Sam pobyt nieco się przedłużył przez wzgląd na klątwę która mnie dopadła. Jednego dnia wyprawa ograniczyła się więc do dystansu kibelek – łóżko, za to pokonanego wielokrotnie w coraz lepszym czasie. W Lahore zmieniłem również gumy na które nie mogłem już patrzeć, Max wysłał zbędny balast do domu, obaj wyrzuciliśmy dodatkowe torby boczne. Tam też pospawaliśmy popękane kufry centralne od Touratech. Dzień w którym planowaliśmy obejrzeć ceremonię zamknięcia granicy w Wagah i wjechać do Indii, ostatecznie zakończyliśmy w studiu zdjęciowym w firmie Adnana.

No ale w końcu się udało i wyjechaliśmy z Pakistanu. A co zobaczyliśmy po stronie Indyjskiej, tradycyjnie – w następnym odcinku…

Podziel się:
Kategorie: Lahore, Pakistan
 

Komentarze (3)

Wspierają nas