„OK mister! Welcome Kazachstan!”

20 sierpnia 2012 / 15:27
4 komentarze

Z Astrahania ruszyliśmy w kierunku granicy kazachskiej. Dojazd wiedzie przez most pontonowy. Jazda motocyklem po kiwających się mokrych metalowych płytach to bardzo ciekawe doświadczenie. Na granicy kazachskiej spotkaliśmy Polaka, kierowcę TIRa. Pomógł oczywiście w tłumaczeniu dialogu pomiędzy nami a pogranicznikiem w budce. Otrzymaliśmy również kilka informacji o stanie dróg za granicą. Czuliśmy że sytuacja może już wyglądać różnie ale zostaliśmy zapewnieni że do Beyneu droga jest „cacy”. Na bramie wyjazdowej ze strefy granicznej zostaliśmy przywitani miłym „OK mister! Welcome Kazachstan!”. Jechaliśmy w kierunku Atyrau, gdzie planowaliśmy postój. Droga niestety nie okazała się „cacy” ani nawet bliska temu określeniu. Asfalt podziurawiony był w zasadzie wszędzie. Strasznie nas wytrząsało. Od ciągłych wstrząsów odpadły nam kierunkowskazy, które wyraźnie są wykonane ze zbyt delikatnych materiałów. Ja dodatkowo straciłem zupełnie lewe lusterko, wcześniej przymocowane już za pomocą taśmy „power tape”. Co nas zaskoczyło to bardzo przyjaźni ludzie. Wszyscy nas mijający kierowcy trąbili i machali z szerokim uśmiechem na twarzy w gestach pozdrowienia. Przy drodze zaczęły pojawiać się dzikie stada koni i wielbłądów nie rzadko przekraczające drogę bez względu na fakt że coś właśnie nią przejeżdża. Ciekawym obrazkiem byli też zawinięci w koce ludzie leżący w ten sposób tuż przy drodze. Prawdopodobnie coś sprzedawali ale wybrali chyba mało bezpieczny sposób.

Wieczorem dotarliśmy do Atyrau, gdzie spędziliśmy noc. Ponownie spotkaliśmy się z wielką uprzejmością kazachskiej ludności. Rankiem ruszyliśmy do Beyneu – kolejnego przystanku w drodze do Uzbekistanu. Zbudowany doświadczeniami na drodze poprzedniego dnia, wskoczyłem w crossowe buty. Potwornie w nich gorąco. Droga do Beyneu okazała się idealna. Zrozumieliśmy, że mówiąc „cacy” nasz znajomy Polak miał na myśli ten odcinek. W Beyneu uzupełniliśmy zapas wody i postanowiliśmy odjechać kilka km od miasta celem rozbicia obozu. Dotarcie na miejsce nie było łatwe. Kilka km w stronę Aktau rozpoczęły się roboty drogowe. Droga została zamknięta a objazd wiódł bokiem przez piach. Głęboki piach okazał się moim pogromcą i to trzykrotnie na odcinku ok 20m. Na szczęście na budowie czuwał miły Pan który najpierw przepchnął Maxa przez rów a następnie trzy razy szarpał ze mną moto z ziemi. Tak wyglądały nasze pierwsze doświadczenia off road. Rozbiliśmy obóz, wypiliśmy ciepłe piwo, które i tak smakowało wyśmienicie. Jeszcze nie wiedzieliśmy co czeka nas dalej…

Podziel się:
Kategorie: Atyrau, Beyneu, Kazachstan
 

Komentarze (4)

Wspierają nas