Kalifornijski grudzień

15 grudnia 2012 / 05:47
6 komentarzy

Jak wygląda grudzień w Kalifornii ? No jest ciepło. Może nie upalnie, do czego przyzwyczaiła nas Tajlandia z której przylecieliśmy, ale jest przyjemnie. Można powiedzieć taka polska złota jesień tylko trochę cieplej i trochę bardziej zielono. Po świąteczną choinkę Amerykanie w Kalifornii jeżdżą w t-shirtach, na plaży można spokojnie grać w siatkóweczkę, a w piance surfować.

Zatrzymaliśmy się w Redondo Beach, nieco na południe od centrum Los Angeles. Korzystaliśmy z gościny zaprzyjaźnionej rodziny, w której to dama domu mówi świetnie po polsku, tak więc Dziękujemy Jadzia! Dziękujemy Joe! Wielkie dzięki należą się również dwóm ziomko-braciom, bez których cała operacja by się nie powiodła(Dzięki Piter! Dzięki Kuba!).

Pierwsze dwa dni spędziliśmy głównie na spaniu. Zmiana czasu nigdy nie wpływała na nas jakoś wyjątkowo. Tym razem rozwaliła nas perfekcyjnie.

Odbiór motocykli z lotniska przebiegł bardzo sprawnie. Byliśmy ciekawi jak będą wyglądać wszystkie procedury, ponieważ słyszeliśmy różne historie ale nie było żadnych problemów. W siedzibie Tai Airways odebraliśmy komplet dokumentów przewozowych, następnie udaliśmy się do biura US Customs po jedna pieczątkę. Tam pojawił się niewielki problem, który wymagał wykonania dwóch telefonów do przewoźnika celem aktualizacji naszych danych w jakimś magicznym systemie i w zasadzie tyle. Dostaliśmy pieczątkę, wróciliśmy do magazynu, panowie uprzejmie wywieźli motocykle na parking gdzie mogliśmy przystąpić do rozbrajania skrzyni. Biorąc pod uwagę że był to dzień przed Mikołajkami można powiedzieć, że w tym roku Mikołaj przyleciał do nas Tai Airways. Niestety za prezenty musieliśmy zapłacić sami.

Kolejny dzień upłynął pod hasłem serwis. Nie dotyczył tylko motocykli ale również ciuchów. Zapomnieliśmy już że kombinezony Modeki , w których jedziemy są tak jasnego koloru. Po krótkiej wizycie w pralni, opłukaliśmy motocykle i zostawiliśmy je w serwisie. Kiedy w nasze osły wkładano nowe życie odwiedziliśmy odbywające się w Los Angeles Auto Show. Trochę w obliczu smutku, że jest tyle świetnych fur na które musimy jeszcze chwile poczekać, a trochę w obliczu radości, że już następnego dnia osły będą znowu żyły, pojechaliśmy na imprezę do Hermosa Beach. W grudniu w Kalifornii na imprezę do sąsiedniej miejscowości jedzie się rowerkiem wzdłuż plaży tuż przy oceanie i nie przymarza się do kierownicy.

Wizytę w Los Angeles zakończyliśmy rundą objazdową już na Yamahach. Wjechaliśmy na wzgórze Palos Verdes skąd był świetny widok na Hermosa Beach, gdzie mieszkaliśmy. Pojechaliśmy odwiedzić plażę w Santa Monica, przejechaliśmy Mulholland Drive do Hollywood. Z Hollywood wjechaliśmy na wzgórze parku Griffith Park, skąd można podziwiać panoramę Los Angeles. Niestety tego dnia była spora mgła, która nieco popsuła wrażenia. Wróciliśmy na Hollywood Blvd, a następnie przez tętniący życiem Sunset Blvd dojechaliśmy do Beverlly Hills. Stamtąd wróciliśmy na bazę.

Z Los Angeles pojechaliśmy na południe w kierunku granicy z Meksykiem. Zrobiliśmy krótki przystanek w San Diego, gdzie odebraliśmy upragnione od jakiegoś czasu gumy Heidenau K60. W San Diego poczuliśmy potrzebę bliskości natury więc odwiedziliśmy zoo. Tym razem tygrys nas nie zawiódł i był tam gdzie wszyscy się go spodziewali – w klatce. Granicę z Meksykiem przekroczyliśmy tak sprawnie, że trzeba było wracać z powrotem oddać formularz I-94 amerykańskim pogranicznikom. Tak więc dotarliśmy do Tijuany, zmieniliśmy opony i ruszyliśmy dalej na południe wzdłuż Baja California…

Podziel się:
Kategorie: Hermosa Beach, Hollywood, Los Angeles, Redondo Beach, San Diego, Santa Monica, USA
 

Komentarze (6)

Wspierają nas