Archiwum
Kategorie
-
Acapulco
Aktau
Atush
Beyneu
Brazylia
Chiny
facebook
geneza
Gwatemala
Indie
Karakorum Highway
Karnawał 2013
Kazachstan
Khardung La
Kirgistan
KKH
Ladakh
Laos
La Paz
Leh
Luang Prabang
Manali
Meksyk
Modeka
motocykle
Nepal
Pakistan
Partnerzy
Patronat
Przygotowania
Recenzja
Recenzje
Rosja
Salvador
Samarkanda
Tajlandia
Touratech Polska
trasa
Ukraina
Uzbekistan
Vang Vieng
voltamundo.pl
Wypadek
Wyprawy
Yamaha XT660Z Tenere
Po dogłębnej kontroli jakości wysp Tajskich przyszedł czas na Malezję. Przygoda krótka bo zaledwie czterodniowa i mokra bo dopiero wtedy, na poważnie poznaliśmy co to znaczy monsun. Pada mocno, gęsto i długo. W zasadzie cały czas pada z krótkimi przerwami na zrobienie nadziei turystom takim jak my, że to już koniec.
Więc jak tylko przekroczyliśmy granicę Tajlandii i Malezji w Sadao zatrzymaliśmy się na pierwszej stacji żeby wskoczyć w kombinezony przeciwdeszczowe. Nie rozstawaliśmy się z nimi już do końca. Na szczęście w Malezji są bardzo dobre drogi, więc mogliśmy pomimo mocnych opadów podróżować bardzo sprawnie. Malezyjscy kierowcy, mimo że przyzwyczajeni do takich warunków, przejawiają wyjątkową ostrożność i dla lepszej widoczności włączają kierunkowskazy awaryjne. Na początku można się nieźle nabrać, bo jak pewnie większość z Was kojarzy, normalnie na widok światełek awaryjnych na autostradzie w Europie trzeba hamować.
W takich strugach deszczu dotarliśmy do miasta Georgetown na wyspie Penang a następnego dnia do Kuala Lumpur. Przemoczone mieliśmy wszystko każdego wieczoru. Monsunowi nie oparły się nawet przeciwdeszczowe kombinezony i po kilku godzinach niestety przemakały. Mocno doświadczone kufry przepuszczały wodę każdą najmniejszą szczeliną i zbierającą się na ich dnie wodę z powodzeniem wchłaniały nasze rzeczy. W butach, woda między paluszkami płynnie przelewała się ze strony lewej na prawą i odwrotnie. W takich warunkach zdołaliśmy ustrzelić kilka fotek, no bo głupio by było nic Wam nie pokazać. Po czterech dniach w mrocznej i mokrej atmosferze marzyliśmy o słońcu. W Kuala Lumpur wylaliśmy więc wodę z kufrów i ruszyliśmy na północ, z powrotem do Tajlandii aby ostatecznie dotrzeć do Laosu, ale o tym w następnym odcinku…
Komentarz (1)