Dwa wesela w Samarkandzie

03 września 2012 / 14:14
Brak komentarzy

Dystans z Bukhary do Samarkandy pokonaliśmy w stosunkowo krótkim czasie więc mieliśmy całe popołudnie na zwiedzanie. Samarkanda jest sporo większa od Bukhary więc żeby zobaczyć wszystko warto zostać tutaj dłużej. My zdecydowaliśmy się na szybka trasę z przewodnika Lonely Planet, wokół zgromadzonych niedaleko od siebie Registanu, Gur-e-Amir, Bibi-Khanym Mosque oraz Shah-i-Zinda. Wszystkie budowle w Samarkandzie są bardziej majestatyczne niż te które mogliśmy podziwiać w Bukharze czy Khivie. Wieczorem przy Registanie organizowane są pokazy świateł. Spodziewaliśmy się czegoś spektakularnego i nawet planowałem nagrać film z tego wydarzenia. No niestety, jedyny komentarz jaki nasunął się po tym wydarzeniu to – można to zrobić lepiej. Sam pokazał świateł to po prostu zmieniające się co kilkanaście sekund odcienie światła padające na sąsiadujące medresy. Zmieniającym się światłom towarzyszy historia opowiadana w języku angielskim, docierająca do uszy z jednego głośnika ustawionego gdzieś z boku. Niestety nic nie zrozumieliśmy. Jakość pokazu pozostawiła wiele do życzenia. Na szczęście, po pokazie Registan pozostał podświetlony co było okazja do zrobienia zdjęć.

Po pokazie udaliśmy się w kierunku z którego dochodziła głośna muzyka. Chcieliśmy sprawdzić co się dzieje wieczorem w Samarkandzie. Okazało się że muzyka docierała z wesela, na które zapraszano wszystkich z ulicy. Wyraźnie widać było że impreza zbliża się do końca ale młoda para wciąż była obecna, zespół bez chwili przerwy serwował kolejne utwory a włoska wycieczka załapała się nawet na jedzenie. Cos zupełnie niespotykanego w naszej kulturze. Po jakimś czasie młoda para opuściła ogródek na świeżym powietrzu, gdzie wszystko się działo. Wychodząc byli obrzucani pieniędzmi ale niestety żadnych banknotów nie złapaliśmy.

Udaliśmy się w kierunku miejsca w którym nocowaliśmy. W oddali usłyszeliśmy podobne okrzyki do tych, które słyszeliśmy opuszczając wesele oraz ujrzeliśmy tłum ludzi podążający za wielką pochodnią z płonącym ogniem niesioną na czele stawki. Pomyśleliśmy że zbiegiem okoliczności zobaczymy dalszą część uzbekistańskiego wesela. Dołączyliśmy do grupy. Zupełnie nie zdziwił nas widok włoskiej wycieczki która chyba liczyła na deser lub coś w tym stylu. W kilkuminutowych odstępach czasu, mężczyzną niosący pochodnię, kładł ja na ziemi a wokół rozpalonego ognia pozostali uczestnicy marszu rozpoczynali tańce. W końcu dotarliśmy do domu gdzie marsz miał się zakończyć. Po ostatnim tańcu wokół płonącej pochodni wszyscy zaczęli wchodzić na dziedziniec. Szczęśliwie jeden młody chłopak mówił płynnie po angielsku i zapraszał wszystkich do środka. W międzyczasie okazało się że jesteśmy na zupełnie innym weselu. Niesamowite było to, że ci ludzie zapraszali obcych do środka po to żeby pokazać kawałek swojej kultury. Weszliśmy do wcześniej przygotowanej dla pary młodej sypialni. Panna młoda stała w rogu trzymając przed klatka piersiową zgięte przedramię przewinięte chustą z ozdobnej tkaniny. Wykonywała pokłony w kierunku wchodzących ludzi. Powiedziano nam że to gest powitania. Zdumieni cała sytuacją zrobiliśmy kilka fotek i wróciliśmy do bazy.

Takim sposobem zaliczyliśmy zwiedzanie i dwa wesela. Następnego dnia opuściliśmy Samarkandę…

Podziel się:
Kategorie: Samarkanda, Uzbekistan
 

Wspierają nas